niedziela, 30 sierpnia 2015

7 Grzechów Głównych TAG :)

Hejka! Dziś przychodzę do was z całkiem fajnym zadaniem, które otrzymałam od Ann Wars :)


1. PYCHA
O jakiej książce mówisz najwięcej, jeśli chcesz zabrzmieć jako bardzo inteligentny czytelnik? 
Hmmm... szczerze to nie mam pojęcia. Czy ja przeczytałam kiedyś inteligentną książkę żeby się nią chwalić? Naprawdę nic nie przychodzi mi do głowy :)

2. CHCIWOŚĆ
Jaka jest najtańsza i najdroższa książka na twojej półce?
Zdecydowanie najtańszą książką jest Blondyn i Blondyna Magdaleny Kulus, którą kupiłam za calutką złotówkę w ... EMPIKU! TAK - mistrz promocji! :D A najdroższą? Wydaje mi się, że Troje Sarah Lotz za calutkie 39.90 zł z tego co pamiętam ... TAK w EMPIKU - ale była taka ładna, dopiero co wydana - caluteńka czarna :(

3. NIECZYSTOŚĆ
Jakie cechy charakteru uważasz za najbardziej atrakcyjne u bohatera? 
Uwielbiam kiedy główny bohater jest odważny, bystry, inteligentny, szybko podejmuje decyzje, a nie 10 razy powtarza co może się stać jeśli. Lubię kiedy jest uprzejmy, wrażliwy, uczciwy ale kiedy trzeba wredny i podstępny. Uwielbiam kiedy ma cięty język ;) Oczywiście poczucie humoru to podstawa!

4. ZAZDROŚĆ
Jakie książki najbardziej chciałabyś dostać jako prezent?
Serio? Chyba nie chcecie czytać teraz dwóch stron, na których będą książki, które bardzo bardzo chcę :p Ale z kilku aktualnych na tapecie to Fangirl Rainbow Rowell, Duff. Ta brzydka i gruba. Kody Keplinger :)

5. OBŻARSTWO
Jaką książkę możesz pożerać (czytać) cały czas?
Hmmm... Dary Anioła Cassandry Clare i w ogóle ją całą :p

6. GNIEW
Z jakim autorem masz relację love/hate, czyli jednocześnie go kochasz i nienawidzisz?
O matko! Ostatnio poznałam nową autorkę (pfff napisała tylko tą jedną książkę!) czyli Florentyna Grądkowska. Zakończenie rozwaliło mi mózg. Nienawidzę zakończenia. Chcę drugą część. Amen.

7. LENISTWO
Czytanie jakiej książki zaniedbałaś właśnie przez lenistwo?
Pfff, nie przypominam sobie nic takiego :p

Dzięki wielkie Ann za nominację jak i wam za przeczytanie :)

Nominuję:
1.http://addictedtobooks.blog.pl/
2.http://alejaczytelnika.blogspot.com/
3.http://limobooks.blogspot.com/

I tyle bo właśnie mam nawrót choroby - o nieee, leń ciągnie mnie w stronę łóżka! Ra uj iee ...

Pierwszy King w moim życiu! - "Miasteczko Salem"


Tytuł : Miasteczko Salem

Autor : Stephen King

Seria : -

Wydawnictwo : Prószyński i S-ka

 Ilość stron : 542

Stan : moja (ok. 10 zł w Biedronce)

Tak! Pierwszy klasyk Kinga już za mną! Ale wiecie co wam powiem? Nie zachwyciła mnie. Może to wina tego, że po prostu TA książka jest nieciekawa, może nie lubię czytać horrorów, a może cały King jest dla mnie do bani. Nie mam pojęcia czego to wina ale mam w zanadrzu drugą książkę tego słynnego Pana i może będzie z nią lepiej :)

Jeszcze tak we wstępie napiszę :) Postanowiłam nie oceniać książek w skali od 1 do 10 i po prostu zostawię was z moim tekstem, a sami stwierdzicie czy coś z niej wam podpasuje, a może was zniechęci. Według mnie to bardziej sprawiedliwe bo czasem mam taki sentyment do bohaterów, że zawyżam ocenę :p Oczywiście na lubimyczytać będę dawała gwiazdki ale nie sugerujcie się nimi ;)

Książka opowiada (jak już zdradza nam sam tytuł) o miasteczku Salem. Po dziesięciu latach powraca do niego Ben Mears kiedyś mały srajdek dziś początkujący pisarz. Powrócił do miasteczka aby opisać historię przerażającego domu Marstenów. Napisać wam czemu przerażający? To w sumie jest na początku więc może ktoś uchyli sobie rąbka tajemnicy ale jakby co TO MOŻE BYĆ SPOILER ;) No więc kiedyś mieszkała tam z pozoru szczęśliwa rodzina Marstenów. Hubert Marsten pewnego dnia zbzikował I zastrzelił w nim swoją żonę, potem porobił mnóstwo śmiertelnych pułapek I sam się zabił. Po jakimś czasie listonosz zdziwiony tym, że skrzynka pocztowa jest pełna postanowił zajrzeć do domu. Nie wiadomo czemu ale wszedł tylnym wejściem I to uratowało mu życie. Przy przednich drzwiach była ustawiona strzelba I gdyby ktoś pociągnął za klamkę straciłby życie. KONIEC SPOILEROWANIA! Od tamtej chwili całe miasteczko uważa dom Marstenów za nawiedzony i nikt nie ma zamiaru się tam zbliżać.

Nikt oprócz Bena, który usilnie usiłuje się dowiedzieć czy dom rzeczywiście ma w sobie zło. W tym samym czasie do miasta przybywa tajemniczy Straker ze swoim domniemanym wspólnikiem, którego nikt dotąd nie widział Barlowem. Obydwaj kupują tajemniczy dom i starą pralnię chcąc otworzyć sklep z meblami. Każdy jest zdziwiony ich odwagą bo kto chciał mieszkać w nawiedzonym domu? 

Mniej więcej od czasu pojawienia się Bena, Strakera i Barlowa w miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Pierwszą z nich jest zamordowanie tamtejszego psa I powieszenie go na bramie cmentarza. Potem porwanie oraz śmierć dwójki braci. I tak dochodzi do znikania oraz śmierci coraz większej liczby ludzi. Kto za tym stoi? Możemy się tylko domyślać. Bo może to dom Marstenów opanował miasto? Może do nowo przybyli Straker i Barlow? A może Ben ma coś z tym wspólnego? 

Książka mimo tylu wątków nie trzyma cały czas w napięciu. Prawie, że na początku zaczynamy podejrzewać pewne osoby i z większą lub mniejszą precyzją nasze przepowiednie się sprawdzają. Co prawda podobał mi się nawiedzony dom no bo co tu dużo pisać. Nawiedzony dom, ze straszną historią to jest TO. I przyznam szczerze, że czytając pewien fragment mało zawału nie dostałam kiedy komórka zaczęła wibrować przy ścianie i wydawać okropne dźwięki (Emilka!!). Ale żeby to był horror po którym spać się nie da to nie, i może szczęśliwie, że nie :p 

Bohaterowie byli spoko ale nie zapałałam do nich szczególną miłością. Tak bardziej polubiłam Marka i Jimmiego ale główny bohater Ben nie przypadł mi do gustu. Ogółem mamy tu dużo wątków z innych domów, tak jakby historie całego miasta. W jednym rozdziale towarzyszymy rodzinie przy obiedzie, w drugim przenosimy się na wysypisko gdzie gość wybija szczury, a w trzecim trafiamy do pensjonatu gdzie mieszka Ben. Takie skakanie z jednej strony mi się nie podobało bo to nas rozprasza, nie pozwala wczuć się w historię ale kiedy okazało się, że zdarzenia w domu są ze sobą jakoś powiązane to bardziej zaczęło to do mnie przemawiać. 

Nie żałuję, że po nią sięgnęłam ale gdybym miała teraz kupić to zastanowiłabym się ;)  

wtorek, 25 sierpnia 2015

Hiszpania i miłość do zwierząt? - "Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji"


Tytuł : Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji

Autor : Jackie Todd

Seria : -

Wydawnictwo : Amber

Ilość stron : 273

Ocena 6/10

Stan : moje (ok. 9 zł w Dedalusie)


Książka jest prawdziwą opowieścią o spełnianiu marzeń. Opowiada o Jackie i Stephenie czyli małżeństwa architektów mieszkających w Londynie. Obydwoje marzą o swoim domku stojącym w pięknej Hiszpanii, a w nim piękny pies czyli tylko i wyłącznie hiszpański pointer, a na dokładkę dwa piękne śródziemnomorskie burasy. Ale jak wiemy z doświadczenia marzenia swoje, a życie swoje. Co prawda to prawda – dom w Hiszpanii im się udał ale co do reszty to ni w ząb. Ale co tu poradzić kiedy po ulicach chodzą zwykle kundle wyglądające jak wypłosze albo parówki? A co do kotów to już się nie mówi!

Po pierwsze czytając tą książkę sama zaczęłam fantazjować o domu w Hiszpanii. Życie tam wydaje się takie sielankowe. Wszystko jest po prostu idealne. Ludzie są po prostu cudowni. Całe miasteczko to jak wielka rodzina. Wszyscy się znają i nie wygląda to tak jak u nas – każdy donosi na każdego. Tam wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, pomagają sobie w każdy możliwy sposób. I to jest piękne.  Nabrałam przekonania, że w Hiszpanii po prostu jest jak w bajce. A Hiszpańskie święta? Coś wspaniałego! Wszędzie radość, tańce, masa kolorów. Naprawdę jest to pięknie ujęte w książce i dokładnie możemy sobie to wyobrazić. 

W książce jest masa bid uratowanych przez Jackie i przez Stephena. Zawsze powtarzają sobie, że to już koniec ale niestety jest to silniejsze od nich. Znaczy się stety stety ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać jak oni dają radę :p Ja jak to ja wzruszyłam się ale chodziło właśnie o takie psie moment więc nie każdego ruszy. Kupując tą książkę trzeba wiedzieć, że jest ona dla ludzi lubiących zwierzęta bo ktoś inny mógłby powiedzieć “Po co oni sobie głowę zawracają?”.

Z negatywnych stron to książka nie wciągnęła mnie tak bardzo, o ile w ogóle. Akcja .. pff akcji prawie w ogóle tam nie ma. Czyta się rozdział jako jedną historyjkę I lecimy dalej. W następnym albo będą ratować kolejnego zwierzaka, albo fajna przygoda z mieszkańcami albo święto, tradycja hiszpańska i tak w kółko więc w sumie nie miało nas co wciągnąć. Do stylu też bym się mogła przyczepić ale, że to nie pisarka to odpuszczę :P Jednym słowem polecam dla miłośników zwierząt i Hiszpanii :)

środa, 19 sierpnia 2015

Czy udomowiony pies da radę przeżyć bez człowieka? - "Sophie wróć!"


Tytuł : Sophie wróć!

Autor : Emma Pearse

Seria : -

Wydawnictwo : PWN

Ilość stron : 237

Ocena : 6/10

Stan : moje (Dedalus 5 zł)

To nie jest zwykła obyczajówka, z psem w roli głównej. Ta historia wydarzyła się naprawdę i dzięki swojej wyjątkowości obiegła cały świat.

Wydarzenia początkowo toczą się w nadmorskim miasteczku Mackay gdzie mieszka rodzina Griffithów – Dave, Jan oraz ich dzieci czyli Bridget, Ellen, Matty i Luke. Wszyscy oprócz Bridget mieli kiedyś swoje psy – aktualną pupilką rodziny była Jordy – suczka Luke’a. Dziewczyna bardzo nad tym ubolewała aż w końcu udało jej się przekonać rodziców do zakupu pięknej suczki psa pasterskiego – Sophie. W tamtym momencie nikt nie uważał zwierzaka za nadzwyczajnie odważnego. Każdy uwarzał ją za słodkiego i nieporadnego brzdąca, którym była. Sophie po jakimś czasie dała się poznać jako wspaniała towarzyszka i zyskała więcej przywilejów niż wszystkie psy Griffithów razem wzięte! W końcu doszło do tego, że zabierali ją ze sobą nawet na wyprawy po oceanie – niestety nie jest to dobry pomysł. Pewnego dnia dochodzi do wypadku – Sophie znika z pokładu Honey May. Gdzie może być jak nie za burtą? Ale za burtą jej nie ma, nigdzie nie widać wystającej psiej głowy. Dave i Jan gorączkowo szukają suczki ale to na nic. Wracają do domu przygnębieni jak nigdy dotąd. Wiedzą, że nie mogą zachowywać się tak jakby życie straciło jedno z ich dzieci ale Sophie była dla nich nie tylko psem. Tylko dla niej otworzyli drzwi do domu I choć kochali wszystkie swoje psy tylko Sophie doświadczyła przyjemnego uczucia wylegiwania się na fotelu. Każdy był pewny, że suczka jest martwa I już nigdy jej nie zobaczą ale czy na pewno?

Książka od początku przewidywalna no bo kto pisałby książkę o psie, który wypada za burtę i umiera? :p Ale całkowicie mi to nie przeszkadzało. Historia niesamowita i aż dziw bierze bo zdarzyła się naprawdę! Nigdy nie podejrzewałabym psa o pokonanie takiej drogi. Nawet w najgłębszych marzeniach nie pomyślałabym, że po takim wypadku jeszcze ujrzę mojego pupila. Sophie jednak udało się przeżyć tyle miesięcy w kompletnej dziczy … przepłynąć okrutne wody, w których nie jeden człowiek stracił życie. 

Książka oczywiście niesamowicie wzruszająca, pod koniec ryczałam jak bóbr – ale ja to ja i kocham psy więc nie wiem jaka byłaby wasza reakcja :p Styl pisania mi się nie podobał bo były to raczej suche fakty o tym co działo się akurat na wyspie (przykładowo prowadzono badania nad populacją koali xd)  ale nie brakowało też myśli Jan albo Dave’a co umilało nam czytanie. Ich przywiązanie do suczki I częste uczłowieczanie jej było czymś wspaniałym. W ogóle cudownie się czyta takie historie. Rodzina traktuje psa jak członka rodziny I potrafi wytłumaczyć jego każde złe zachowanie. “Bo dziś miała zły humor, bo ona nie lubi tego albo tamtego”. To wspaniałe jak ludzie mogą kochać zwierzęta I przejmować się ich utratą. Książka pod tym względem była naprawdę wspaniała.

Dodatkowym plusem jest to, że Wydawnictwo Naukowe PWN przekazuje 1 zł od każdego sprzedanego egzemplarza na rzecz Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt “Na Paluchu” :)

PS Skoro recenzja jest psia to ja wcisnę tu moją psią historię z ostatnich chwil. Rok temu wracając z wakacji dowiedziałam się, że moje najukochańsze szczęście (mam fioła na punkcie psów jakbyście nie zauważyli) ma guza na listwie mlecznej (cycki xd). Guz został wycięty razem z trzema sutkami na zapas i poza trudnym gojeniem wszystko było dobrze. Sucz nosiła kołnierz i kaftanik, chodziłam z nią cały czas na smyczy po domu, a i tak zawsze rano wszystko było rozorane kołnierzem i poprawione lizaniem. A sucza oczywiście jęczała z bólu i gryzła mnie po rękach jak przemywałam... NIGDY czegoś takiego nie polecam, zakładajcie psom większe kołnierze od razu, a nie po fakcie. Oczywiście po zdjęciu kołnierza doszły problemy z gębą. Niusia ma hmmm .. jakby to powiedzieć - dwie wary. Jej fafle są podwójne, tam gdzie powinna być całość jest wcięcie. To oczywiście trzeba przemywać często bo tam dostaje się jedzenie, bakterie itp. ale ogółem jest to tylko kosmetyczna wada. Kiedyś myśleliśmy o zabiegu ale jeśli nie przeszkadza jej to tak bardzo to nie będziemy wdawać się w narkozy bo suczka i tak już pod tym względem często daje czadu niestety, a i najmłodsza nie jest. No więc pomijając te wszystkie problemy było dobrze przez cały rok. Wczoraj wyczułam drugiego guza... Oczywiście dzień po powrocie z wakacji, tak jak rok temu - fatum? Zryczałam się niesamowicie, kocham moją dziewczynkę nad życie i skoro rok po roku następny guz to już bardzo podejrzane. Tym razem zabieg jest umówiony na czwartek na 9 rano i guz od razu leci na badania żebyśmy wiedziały co to za cholerstwo. Zapas trzech sutków znów zostanie wycięty czyli cała listwa mleczna - mój pies jak Angelina Jolie! Proszę trzymajcie za nas kciuki ♥